piątek, 12 sierpnia 2011

fotostory o gulaszu i brudnej kuchence

Po krótkiej przerwie :/ zamieszczam takie oto wygrzebane zdjęcia:
Gordon i indyjskie jedzenie, w moim trzecim mieszkaniu wstecz. Coś znalezionego w lodówce i posiekanego, wszystko to usmażone na zielonej paście curry. Obok ryż, a także doskonały przykład tego, jak nie powinny wyglądać papadamy (sama smażyłam). Jak mawia znajomy, "bardzo to wszystko było przepyszne".
 Dostałam od koleżanek mnóstwo plonów z działki, wiec byłam zmuszona coś ugotować, żeby się nie zmarnowało. Z pewnego forum zaczerpnęłam zajebiaszczy przepis, i tak:

sojówa na patelni. Najpierw rozgrzany olej z roztartymi chilli. Potem się kropi sosem sojowym i miesza, a potem podlewa wodą z gotowania kotletów (powinien to być bulion oczywiście). Oprócz patelni można zaobserwować kuchenkę marki ewa, która grozi wybuchem przy każdym użyciu. Jak wszystko w moim obecnym apartamencie.
 Oto uroczy nieład na blacie, lecz ja nie o tym. Tu się kroi cukinię w kostkę, a resztę się blenduje, bo już się nie chce dalej kroić.Nie widać tu jeszcze pomidorów i marchewki.
 Rozgrzany olej ze słuszną ilością curry. Oraz ślady poprzedniego gotowania.
 Warzywa na olej, na wierzchu tymianek. Trzeba gotować tak długo, aby warzywa zmiękły, ale nie zdążyły się zamienić w papę. Podlewamy bulionem, tym z kotletów.
 Tada!
 To nie jest blog kulinarny (w sumie to właściwie jaki?), ale nie mogłam się powstrzymać przed pochwaleniem się tym gulaszem. To mój najlepszy wyczyn kulinarny od czasu tofutuńczyka. W konkursie na stylizacje kulinarne też może moje zdjęcia nie wygrywają, m. in. z racji sprzętu, którym mam zaszczyt się posługiwać. Remont mieszkania we wrześniu, o ile do tej pory się nie rozpadnie. Ale w sumie nie narzekam, bo właściciel pozwala mi trzymać zwierzęta.


czwartek, 6 stycznia 2011

Krym III

Bazar w Nikołajewce, czyli moc atrakcji.
Co czwatrek, niedaleko pomnika Lenina, złotozębi sprzedawcy oferują tekstylia.
 Słonecznik na stakany, cygarety na sztuki:>
 Wiem, wiem, zdjęcie fatalne, nieostre... Ale żal nie pokazać. Oto stoisko z winem. Do wyboru czerwone, białe, wytrawne, słodkie - każdy znajdzie coś dla siebie. 100 ml do degustacji = 1,2 zł. Cały kubeczek - ok. 3 zł. Stoisko średnio co 100 m.
 Każdą rybę da się ususzyć.
 Albo usmażyć w głębokim oleju. Rodzinny biznes.
 Chłopcy pieką lepioszki, okrągłe "chlebki". Z tyłu widać piec, do ścian i sufitu którego przykleja się ciasto. Osoba, która to robi, wchodzi do pieca do pasa. Najlepiej lepioszki smakują z dostępnym na bazarku masłem.
 Nie jest trudno znaleźć kwaterę na Krymie. Przynajmniej po sezonie.
 Ogłoszenia kynologiczne. Labrador - ok. 920 zł. Ceny "Azjata" nie widać.
 Powszechnie wiadomo, że reklama jest dźwignią handlu. Tu szyld głosi "remont obuwia". Z tyłu - "toalety". Szewc siedzi w środku. Naprawia obuwie i pełni obowiązki klozetowego dziadka jednocześnie.
 Miód i świeże zioła na bazarku w innej części miasteczka.
 Znów miód, ale w jakim stylu...
 Nie lubię specjalnie dzieci, ale to się przez chwile nie ruszało, więc zrobiłam zdjęcie. Zajada brzoskwinię.
Jeśli ktoś uważa, że wino jest dla mięczaków, pan przy plaży może mu zaoferować inny specjał o uroczej nazwie: ча-ча (cza-cza). Jest cza-cza 40, 70, a nawet 90%, jak poinformował nas dumny producent:>
 Nikołajewka zdecydowanie ma swój urok. Kto przetłumaczy napiss?:>